czwartek, 20 sierpnia 2015

Bieg Ultra Granią Tatr

Grań Tatr...byłem tam dwa lata temu w roli kibica i tak zajawił mnie ten bieg,że już wtedy postanowiłem, że w kolejnej edycji biec muszę.
Zapisy, losowanie, wszystko sie udało. Treningi, starty "po drodze" wszystko szło jak miało iść, aż do 29 czerwca, na zbiegu z Przełęczy pod Kopą zabolało mnie lewę śródstopię...i tak już zostało.Kto mnie zna wie że do lekarzy to mi jakoś nie po drodze, a jak zacznie się mnie straszyć złamaniem zmęczeniowym to jest mi nie po drodze jeszcze bardziej...tak ma być widocznie.
Noc przed startem,a raczej "noc" przesypiam o dziwo jak niemowlę, troche mnie to zastanawia bo zawsze przed startami śpię nic, no ale. Wstajemy z Asią po 1, jedzenie, dopakowywanie reszty klamotów, walka z dwójką, nieudana, co jak już sie nauczyłem nie wróży niczego dobrego, nie ma dwójki to nic z tego nie bedzie. Na start jedziemy z Piotrkiem (dzieki wielkie, chciałem podziekować na COSie ale nie zostałeś na browarze, co nie zostanie Ci szybko wybaczone ;) ) W Chochołowskiej luz, znowu siłowanie się z dwójką i znowu dupa ;) Pogaduchy, ostatnie szamanie, spotykamy sie z Anią, która jak zawsze jest mega miła i pozytywna, kontrola sprzętu, przejście przez bramki, w blokach startowych spotykamy Kamila z Kondziem, generalnie chill. Odliczanie....start, asfaltem spokojnie wyprzedza mnie cała masa, ale tak ma byc... z pierwszym kamieniem po skończonym asfalcie, odzywa sie stopa...just great to bedzie długi dzien. Podejscie na Grzesia troche wkurza bo sie korkuje i traci sie sporo sił wyprzedzając bokami...za dwa lata ten asfalt bedzie trzeba pobiec szybciej jednak. Po chwili doganiam Natalie i idziemy razem, zawsze to fajniej isc z kimś, pogadać czas leci szybciej, tym bardziej że stopa przypomina o sobie coraz mocniej, przypomina też o sobie dwójka, usiłuje znaleźć dogodne miejsce na podejściu ale nie umiem. Natalia odbiega, ja znowu wyprzedzam co straciłem i melduje sie na Grzesiu, krótki zbieg i spadam w kosówke na dwójke. Powrót na szlak i na Wołowiec, przed podejsciem dobiegam do Natali  i idziemy razem. Na zbiegach czuje coraz bardziej noge, Jarzabczy, zbieg gdzie po raz pierwszy mijam Kamila, Starorobocianski foto od Piotrka Dymusa, zbieg, Ornaki jakos ten odcinek przelecial dosyc szyko, bieglismy razem z Natalia, a to zawsze szybciej i sprawieniej mija czas, przed Ornakami zatrzymuje sie żeby pozbyć się kamieni z butów, Natalia odbiega, ja cisne dalej sam. Na zbiegu na Iwaniacką dochodze Ewelinę jest 4tą dziewczyna, zbiegamy razem, stopa juz daje mi ostro w dupe, Ewelina jest fizjo i też mnie straszy złamaniem zmeczeniowym, no żesz tak na zbiegu na Iwaniacką takie rzeczy ;) Przed schroniskiem odbija mi nogi juz, Ewelina odbiega. Na punkcie pierwsze co robie to wydupcam  połowe żeli Podszedłem do tego biegu troche inaczej niz do dotychczasowych ultra i z racji tego ze to moje tereny i że znam na trasie prawie każdy kamień, myślałem nieśmiało żeby coś się pościgać. A jak ścigacka to nie mogę wziąć ze sobą krówek i kabanosów rajt? Więc napakowałem plecak żelami i całym tym badziewiem, ale byłem w stanie wmusić w siebie 3 i czułem ze jak zjem czwartego to wszytsko razem z nocnym makaronem wyleci ze mnie w try migi ;) Tak wiec napakowałem plecak ciastkami z gałuszki, poszedłem na dwojkę do schronu i wyszedłem z punktu.Po drodze w Tomanowej mijam znowu Kamila i mowię że musze sie umowic na wizyte do Niego z ta noga bo chyba juz czas i ze cos tam...no i ide dalej, po drodze w lesie mijam Mateusza z Biegowe Tatry ktory pomału tam kończy swoją Grań, a w zasadzie kończy ją za niego żołądek...walczył jeszcze chłopak dzielnie. Czerwone robie sam, stopa po zarzyciu prochów na Ornaku troche puściła, ale jest już grubo zjebana, na Małączniaku spotykam Bartka i Artura, Szerpa mowi mi jaka mam strate do Kuby i Rafała, ale ja już mam to w dupie, wiem że ściganie dla mnie już sie skończyło...tylko szkoda ze tych kabanoswo nie zabrałem, moglibyśmy posiedziec i sie zczilałtować a tak trzeba bylo biec dalej. Zbiegi z Małączniaka i Kopy wchodza mi zajebiscie, pewnie dlatego ze bylo juz tam sporo osob i mozna sie bylo popisac ;)

Przed Kasprowym pokropiło i zbieg w kotle to była istna ślizgawka, ale w koncu Muro i punkt, doping taki mega że aż traci sie orientacje :) Na punkcie żarcie i osługa full mega, zjadłem chyba ze 4 pomidorówki, sorry bo słyszałem że podono pod koniec stawki brakowało później, to moja wina ;)Jaga ratuję końcówkę mojego biegu (dzieki)... wywalam reszte zeli do kosza, dopakowuje sie ciastkami z Gałuszki i wychodze z punktu. Na Kasprowym spotkałem kumpla wiec z punktu wychodzimy razem z Sosna. Po drodze coraz to kolejne grzmoty nie daja nadziei że przejdzie....nic nie przjedzie.Dochodzimy Ewelinę i ciśniemy w trójkę. W Pańszczy chłopaki z TOPRu mówią Ewelinie ze ma 6 min do Natali, ja pytam ile mamy do burzy, odpowiedź że już niewiele, jest na Krzyżnym ;) Chwilę później zaczeło nakurwiać deszczem, na podejściu to było nawet ok. Po drodze mijam punkt sedziowski z Michałem, Kasią i Ewką, dzięki za doping :) Krzyżne, miałem zjeść, ogarnąć kilka rzeczy, posiedzieć pogadać ale Michał mówi że mam jakies 3 min do "Pawliczana" to chuj z jedzeniem dzida na dół, krzyczy jeszcze za mną żeby tylko ostrożnie "no no jak zawsze" rzucam, mijam pierwsza skałkę i gleba, o kurwa ślisko !!! pakuje kije do plecaka żeby ich nie połamać, lece dalej, druga gleba... po trzeciej kombinuje żeby biec gliniasto piarżystym bokiem, zdarzały mi sie mądrzejsze wybory, po pierwszym kroku wyjeżdża wszystko spode mnie i jade z tym całym gównem w dół, zatrzymuje sie kilka metrów niżej....reszte Krzyżnego grzecznie schodze ;) Przed schroniskiem dochodze Natke z Grześkiem, biegniemy razem, mówię Grzesiowi żeby nam zrobił jakieś fotki, to mnie zjebał, że trzeba cisnąć, że walka, że podium, że coś tam :P ale Go ubłagałem i zrobił dwie ;) Zbieg ze Stawów o dziwo poszedł mi nieźle, jak na moje nie umienie zbiegania takich zbiegowych zbiegów ;) W Wodogrzmotach dolewam bukłak, asfalt ide nie mogac nim biec dochodzi mnie Natalia z Grzesiem i ostatni odcinek prze Polane Waksmundzką i Psią Trawke cisniemy we troje. To taki teren który po prostu trzeba zrobić, zacisnąć zęby i zrobić, cierpiałem tam strasznie, ale nie wolno marudzić tam trzeba cisnąć. W momencie jak pojawiło się odibicie na Polanę Kopieniec odzyskuję werwę, zawsze tam tak mam, zostawiam Natalie i Grzesia i cisnę do góry. W Olczyskiej widze ponad sobą zawodnika, nie mama zamiaru gonic po prostu robię swoje, dopiero na zbiegu z Nosalowej poznaję że to Przemek Pawlikowski (3 minuty, co Michał ;) ) wyprzedzam Go na kocich łbach. Jeszcze tylko asflat i....meta...niesamowita, jeszcze nigdy nie przeżyłem takiej mety. W pewnym momencie aż czułem się zawstydzony tymi  wszystkimi oklaskami, krzykami, gratulacjami... dzieki ogromne. Medal, gratulacje i Monia, wypatrywałem Cie od Ornaka i za każdym razem słyszałem "Monia? a właśnie pojechała" :) dzieki że byłaś na mecie to było mega miłe :) i dzięki za niesamowity bieg, musicie to robić dalej :)

sunciak pokazał spalonych ponad 8000 kalorii, muszę poprosić Bartka żeby mi obliczył, ile mogę teraz wypić browarów :D bo jeszcze chyba trochę mi zostało ;)











Czas 12h24min
Miejsce 32 Open